Uprzedzam. Zmęczona jestem. I nie wiem czy uda mi się napisać ten post do końca i napisać w nim, to co mam w sercu.
Dziś pracowałam z ciągnącą nosem Manią, a po pracy postanowiłam schować na trzy spusty zimę i jej oznaki. Pralka dziś pracowała na akord.
Słońce przez okno właziło jak żar z ogniska …..
Po kwiaty czarnego bzu do lasu pojechaliśmy. Napadły nas komary i pokrzywy, nie po popas, ale po szyję…
Ogrom serdeczności od moich Dzieci i rozmowa z moją Mamą.
Gofry z bitą śmietaną i truskawkami……Piwonie piękne, różowe, imieninowe…..
No tak ale nie o tym chciałam.
O byciu mamą i o tym jaką siłę otrzymałam wraz z tym, że Mama zostałam.
Czekaliśmy na Stasia bardzo długo… Usłyszałam od lekarza: Pani Joasiu – spokojnie , może trzeba dać sobie spokój z tym dzieckiem.
Myślałam ,że umrę.
Mijał 7 rok naszego małżenstwa. Mnie wydawało się, że w ciąży jestem co miesiąc. Na testy ciążowe wydaliśmy tyle kasy ,że można byłoby za nią kupić, no może coś dużego….
Zostaliśmy chrzestnym sporej grupki dzieci. Stałam się ,,nadworną” nianią rodzących po kolei koleżanek . Kąpałam pierwszy raz kilkoro cudnych nowozawitałych maluszków do domu…..
Pracowałam w przedszkolu i
to zawsze w grupie maluszków, takich pieknych, prawdziwych…..
A nasz dom był pusty……
Gdy usłyszałam ,że mam sobie dać spokój, prawie oszalalam.
Spakowałam się, wyłączyłam telefon i wyjechałam z Wrocławia.
Pojechałam do Przyjaciół -Kasi i Irka. Maż został w domu- pracował, a ja jako nauczyciel nie musiałam…
Zaszyłam się w pięknym miejscu i słyszałam tylko ptaki.
Płakałam, modliłam się.
Wstawałam o 4 nad ranem i szłam do ogrodu na hamak i czytałam, witałam zaczynający się dzień……..
Maż odwiedzał mnie na wekeendy. Spokojnie. Rozmawialiśmy. Kochaliśmy się tak pięknie z ogromą wolnością i przyjeciem tego jak jest.
Cisza, spokój ,myśli……
Po miesiącu wróciłam do domu….. i zaczęłam przygotowywać się do pracy…..
Spóżniał mi się okres, a ja wtedy pomyślałam : o nie !!! NIe tym razem! Nie dam się znowu zrobić w ,,kółeczko”.
Testów w lodówce już nie było (mąż wyrzucił pod moją nieobecność) .
Ale ale ale….. okres się nie pojawiał.
W końcu ,pewnego pięknego poranka, w pierwszym tygodniu września usiedliśmy na wannie i wpatrywaliśmy się w małe coś, wołając każdą myślą, do tych dwóch kresek- chodźcie -czekamy!
I pojawiły się dwie kreski!
Mąż zapytał- dorysowałaś?(całkiem poważnie)
Ja na to, że przecież nie ruszyłam się ani na krok z tej ciasnej i wąskiej łazienki…
No i zaczęła się walka !
Ogromny krwiak w macicy- Może wchłonąć zarodek – usłyszałam w 7 tygodniu ciąży , leżąc na patologii, proszę leżeć…..
Modliłam się chyba 24/24.
Przyszedł do mnie w końcu ogromny pokój .
Moje dziecko jest CUDEM!
Jeśli CUD się pojawia to nie po to aby za chwilę zniknąć…. Cud ma Trwać !
I trwa !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
O tym jak przebiegała ciąża i czego doświadczaliśmy.
Napiszę.
Obiecuję.
Ale jeszcze nie wiem kiedy.
Pewne wspomnienia jeszcze bolą.
Ale co raz mniej.
Napiszę
Rozryczałam się. Cuda jednak się zdarzają 🙂
A jednak,marzenia się spełniają! Ściskam:)
🙂
Przytulam.
Po takim długim oczekiwaniu na dziecko rodzice najbardziej doceniają ten cud. Znam to z autopsji 🙂
Prawdziwy cud. Napisz kiedyś jak będziesz miała na to siłę. Pozdrawiam
bardzo mnie wzruszyła twoja historia, Asiu. dzielna z ciebie kobieta. ściska cię serdecznie.
Piękne świadectwo Asiu! Chwała Panu! Za ten cud. I za kolejne :))) Ściskam mocno
ps. mobilizujesz mnie.. do dania świadectwa.
Piękny cud Asiu! Cieszę się z Wami 🙂
cud nad cudy! u nas też wyczekany i ma wartość tak ogromną, że aż trudno opisać 🙂